Wydawnictwo: Wydawnictwo Literackie
Premiera: luty 2013
Stron: 344
recenzja dla:
Pisać z chirurgiczną precyzją
Książkę reklamowaną jako pierwszy polski thriller medyczny, tuż po
jej premierze, spotkały słowa krytyki. Czytelnicy, którzy spodziewali
się większych emocji, zarzucili jej podobieństwo do innych powieści tego
typu, a nawet naśladownictwo. Cóż, przy takim nagromadzeniu wątków
kryminalnych i medycznych, właściwie niemożliwym było uniknięcie
podobieństwa do jakiejkolwiek istniejącej historii lub kilku. Zwłaszcza,
jeśli wziąć pod uwagę ostatnią popularność tego gatunku. Dlatego będę
bronić „Z chirurgiczną precyzją”, uparcie twierdząc, że w książce podoba
mi się prawie wszystko. Poza okładką, z racji kiczowatej, komputerowo
zwizualizowanej krwi ociekającej z noża… Na szczęście, to nie okładka
decyduje o wartości publikacji…
„Z chirurgiczną precyzją” to historia wielowątkowa. Teoretycznie jej
głównym bohaterem jest doktor Hubert Kłosowski, ale równie często
kibicujemy poczynaniom komisarza Niedźwiedzkiego. Poznajemy też jego
żądnego awansu przełożonego Mariana Dulembę, aspiranta Białacha oraz
pracowników jednego z wrocławskich szpitali. Fabuła została zbudowana na
kilku zagadkowych śmierciach, metodach pracy policji, problemach
polskiej służby zdrowia, kwestii chorych oczekujących na przeszczepy,
domniemanego handlu narządami i kwitnącego biznesu narkotykowego, w
który zamieszani są nawet policjanci… Imponujący zestaw. Niestety,
prawdziwy i znany z polskiej codzienności.
Podczas kiedy Kłosowski w brawurowy sposób ratuje życie umierającego
na zawał więźnia i spotyka się z uroczą polonistką Anną, wokół niego
zaciska się pętla podejrzeń. Okazuje się, że był kardiologiem kilku
osób, które w ostatnim czasie zmarły w dziwnych okolicznościach. Kiedy
okazuje się, że zostały zamordowane i to przy użyciu rzadkich
substancji, policja uznaje lekarza za głównego podejrzanego. Szybko
okazuje się, że nic nie jest takie, jak się wydawało, bliskie osoby to
największe zagrożenie a domniemani wrogowie mogą stać się wybawcami…
Akcja gwałtownie przyspiesza, mnożą się nowe wątki, przybywa ofiar
śmiertelnych… Powieść czyta się z zapartym tchem.
Błażejowi Przygodzkiemu trzeba pogratulować świetnego, jak na
kryminał, stylu. Pisze zwięźle i ciekawie, wykazując się przy tym
znajomością słownictwa związanego z danym środowiskiem, policyjnym czy
medycznym. Udało mu się znaleźć idealną równowagę między narracją
wydarzeń a opisami – jest ich dokładnie tyle, by czytelnik wiedział kto i
gdzie, ale nie zdążył się znudzić, szybko porwany przez dynamiczną
akcję. Sprawia to, że trudno się od książki oderwać. Można zatem debiut
autora uznać za udany. Nie jest to arcydzieło, które przyćmi powieści
światowej sławy mistrzów tego gatunku. Ale z pewnością zapowiedź
doskonałej rozrywki w przyszłości, jeśli tylko Przygodzki pokusi się o
kolejne książki.
moja ocena: 7/10
Z chęcią poznam pierwszy polski thriller medyczny!
OdpowiedzUsuńPrzygodzki starał się wiernie oddać polskie realia rzeczywistości szpitalnej i policyjnej. Mamy tu i brak podstawowych leków, i wiecznie psujący się komputer na komendzie – czyli to wszystko, z czym sami mamy do czynienia na co dzień. Powieść nie jest przegadana, autor nie popisuje się elokwencją, opisów jest tyle, ile trzeba, by poznać bohaterów. Zagadka kryminalna jest skonstruowana przyzwoicie i faktycznie, trzyma w napięciu! Polecam :)
OdpowiedzUsuń