poniedziałek, 10 grudnia 2012

O czytaniu, bieganiu i innych przyjemnościach

Obiecałam słów kilka o bieganiu... 
Pytanie, które stawiają  mi wszyscy znajomi (z niedowierzaniem, litością albo przerażeniem) brzmi: DLACZEGO?! Powiem: dlaczego nie? :) 
Nigdy, nic nie dawało mi tyle radości, ile daje bieganie i pokonywanie własnych ograniczeń. To radość prosta, która w dodatku zawsze jest w zasięgu ręki. Albo butów.. Kiedy brakuje mi sił, motywacji do pracy albo jestem zwyczajnie smutna, wkładam biegowe buty i znikam na kilka(naście) kilometrów. Wielu opisuje słynne zjawisko "euforii biegacza" i.. tak, ono istnieje! Kompletnie go nie rozumiem, ale doświadczam ilekroć dam się ponieść nogom. To taka radość, której nic nie potrafi stanąć na drodze, a po lepszym treningu trzyma nawet kilka dni. Lepsze niż prochy :). Gratis lepsza kondycja i odporność - odkąd biegam, nie chorowałam i zupełnie przestałam sięgać po tabletki przeciwbólowe! No i, oczywiście, można biegać z kimś... a to już zupełnie inny temat.. 


Jak to się zaczęło? Od biegającego przyjaciela, którego fotografowałam i woziłam na zawody biegowe... Aż spróbowałam sama i totalnie mnie wciągnęło. Wystartowałam w biegu na 10 km podczas Bytomskiego Półmaratonu, potem szarpnęłam się na cały półmaraton (Silesia) i bieg górski na Górę św. Anny (16 km). Teraz łapię krótkie trasy w ramach biegów okolicznościowych - Dzień Niepodległości, Barbórka czy 6 grudnia - zabawa jest zawsze wspaniała, atmosfera niesamowita (widzieliście kiedyś dwustu ludzi biegnących w mikołajkowych czapkach przez las?).


Po startach zostają koszulki, numery startowe i, tak, tak... medale. Na mecie dostają je wszyscy, ale każdy jest wyjątkowy, bo zdobyty z wysiłkiem, determinacją i inną motywacją. Później przypominają walkę, która rozgrywała się na trasie - jak trudna, a czasem heroiczna była, wie tylko biegacz... 
 

Gdybym nie napisała ani słowa o książkach, nie byłabym sobą! Na zdjęciu wyżej widać wspaniałe "Jedz i biegaj" Scotta Jurka, które właśnie czytam i mam zamiar niebawem zrecenzować. Opowieść faceta, która biega po kilkaset kilometrów motywuje do walki z tymi dystansikami, z którymi się mierzę... Więcej o książce już niedługo. 
I na koniec stop-klatka z wczorajszego Przełajowego Biegu Mikołajkowego w Kędzierzynie-Koźlu. - 10 stopni, śnieg chrzęszczący pod butami... cudo! 


5 komentarzy:

  1. Wielki podziw dla Ciebie. Bardzo lubię biegać,ale moje bieganie to kilka kilometrów, trzy razy w tygodniu, raczej relaksik niż coś poważniejszego, mimo to zawsze mam radochę z czasu spędzonego na truchciku :)

    Zdjęcie bardzo sympatyczne, faktycznie nie ma nic piękniejszego niż bieg po zaśnieżonym parku, a wiem co mówię, bo mam taki zaraz pod nosem :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. U mnie też to kilka kilometrów zazwyczaj :). Nie biegam jakoś wyczynowo. Od trzech dni w ogóle, przerwa techniczna po zastrzyku w stopę. Ale jutro mam nadzieję wrócić do biegania.

      Usuń
  2. Podziwiam Cię! Ja mogę robić wiele rzeczy związanych z wysiłkiem fizycznym, ale bieganie nie jest moją mocną stronę. Nieraz próbowałam przekonać się do niego, ale jak na razie - nie udało mi się... Mam nadzieję, że jednak nadejdzie dzień, w którym pokocham bieganie, bo wiem, że przyniesie mi to wiele korzyści. ;-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oby :) Bieganie to przede wszystkim niesamowita radość, w dodatku taka zawsze w zasięgu ręki, prosta. :)

      Usuń