czwartek, 15 marca 2012

"Śmiertelne zespolenie" Frank Tallis

 
 
Wydawnictwo: Dolnośląskie
Premiera: styczeń 2012
recenzja dla:
Retrokryminał z psychoanalizą w tle

„Śmiertelne zespolenie” to książka bardzo nietypowa. Z jednej strony kryminał w kolorach retro, z drugiej – skrócony wykład psychoanalizy z wyraźnym ukierunkowaniem na aberracje seksualne. Nie brakuje tutaj zagadkowych morderstw, emocjonujących dochodzeń, ale też… relacji z kozetki w gabinecie psychologa.

Chociaż głównym bohaterem jest Max Lieberman, od którego nazwę wzięła seria książek, równie obszernie opisywane są przygody jego przyjaciela, inspektora Oskara Rheinhardta. Obaj panowie, na co dzień trudniący się zupełnie innymi zajęciami, lubią spędzać razem czas po godzinach. A czasem łączą swoje siły w policyjnym śledztwie, zwłaszcza, jeśli do akcji wkroczył seryjny morderca, o wyraźnym skrzywieniu na tle seksualnym.
Akcja toczy się w cesarskim Wiedniu, mieście muzyki i kawiarni, z których wiele poznajemy na kartach powieści. Sielankę kulturalnego życia przerywa seria morderstw młodych kobiet. Ich związek jest ewidentny, bowiem, jak stwierdza współpracujący z policją patolog doktor Mathias, każda z ofiar została zabita po odbyciu stosunku seksualnego, na który się zgodziła. Z wywiadu zebranego przez Rheinhardta szybko wyłania się postać tajemniczego mężczyzny o smoliście czarnych włosach, błękitnych oczach i… szpitalnym zapachu. Tutaj ślad się niestety urywa, nikt bowiem nie wie nic więcej na jego temat. Do akcji wkracza doktor Lieberman, który analizując dotychczasowe zachowanie, próbuje tropić mordercę. Jednocześnie konsultuje przypadek ze swoim autorytetem – profesorem Sigmundem Freudem. Ten zabieg pozwolił autorowi, który sam przecież jest praktykującym psychologiem klinicznym, wprowadzić na karty powieści znanego naukowca i pozwolić mu opowiedzieć o psychoanalizie. Co ciekawe, wątek ten wcale nie wydaje się sztuczny, doskonale komponuje się z całością książki.
Absolutnym mistrzostwem są kreacje bohaterów „Śmiertelnego zespolenia”. Każda została stworzona z niezwykła precyzją i dokładnością wyrażającą się w szczegółach – codziennych zwyczajach, drobnych wadach. To sprawia, że nabierają życia, przestają być płaskie i papierowe, ale wciągają nas w wir wydarzeń. Sam inspektor z jednej strony jest doskonałym detektywem, surowym stróżem prawa, wymagającym zwierzchnikiem, a z drugiej kochającym mężem i miłośnikiem ciasteczek swojej żony, rozczulającym się nad kształtem foremki, której użyła do pieczenia. Jest zwyczajnym człowiekiem, takim, jak każdy z nas, dlatego trudno go nie lubić. Inaczej sprawa ma się z mordercą, którego dokładny portret psychologiczny również z czasem poznajemy. I on jest bardzo realistyczny, a przez to… przerażający. Trudno się dziwić perfekcji autora w tym względzie, który jako psycholog doskonale wiedział, jak wykreować każdą z osób. Może nawet niektóre z nich miały swój pierwowzór, zaczerpnięty z lekarskiej praktyki ich twórcy?

Podczas lektury poznajemy też realia życia w ówczesnym Wiedniu. Jednymi z ciekawszych zagadnień są kwestie wchodzenia kobiet w męskie dotąd zawody oraz… ich ubioru. Poznajemy Frau Vogl kierującą znanym zakładem krawieckim, wprowadzającą nowy model kobiecej sukni, pozbawionej gorsetu i luźnej, a przez to dającej swobodę ruchu. Jesteśmy też świadkami uroczej wymiany zdań bohaterów na ten temat, dzięki czemu możemy się przekonać jak wówczas mężczyźni zapatrywali się na tą kwestię. Przykładem kobiety pracującej w „męskim zawodzie” jest przyjaciółka doktora Liebermana, doskonała mikroskopistka i początkująca patolog, która wkupi się w łaski doktora Mathiasa (co nie udało się dotąd żadnemu mężczyźnie!).

Jedyny i w dodatku drobny minus opowieści to duże skupienie autora na kwestiach seksualnych zboczeń, obfitość ich opisów i dość plastycznie odmalowane sceny sekcji zwłok. Dodają realizmu, owszem, ale nie polecam lektury podczas posiłku.
Podsumowując, mogę z czystym sumieniem polecić „Śmiertelne zespolenie” fanom kryminałów, zwłaszcza tych, rodem z minionych epok. Również miłośnicy psychologii, nie tylko psychoanalizy i Freuda, znajdą w niej wiele interesujących wątków. 

moja ocena: 6,5/10

5 komentarzy:

  1. chyba nie dla mnie. :)
    pozdrawiam! :)

    OdpowiedzUsuń
  2. oj ale za to coś zdecydowanie dla mnie :D
    Mówiłam że nie mam co czytać :) Pożyczysz?:)

    OdpowiedzUsuń
  3. Retro to ja bardzo lubię, a jeśli jest w dobrym wykonaniu to tym bardziej. To co dla Ciebie jest minusem w powieści dla mnie będzie plusem :) - ciągnie mnie do makabry, dosadnych opisów i wszelkiej maści fiksacji. Powieść zapisuję w planowanych, a co... ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bo zacznę się bać ;)

      W kolorach retro to "Marionetki" albo "Gdański depozyt" mi się kojarzą, z pozycji nowszych oczywiście.

      Usuń